wtorek, 14 sierpnia 2018

if i promise to be good,
will you take me to paradise?

GABRIEL LANGDON
you're a grown man, you're a good leader, don't everybody know?
what's the right thing, what's the right thing to do?
Ludzie lubią, gdy się nimi manipuluje. Są raczej kiepscy w samodzielnym podejmowaniu decyzji; niezależnie od prostoty zagadnienia, alarm z tyłu głowy zawsze przypomina uległym umysłom o konsekwencjach swoich wyborów. Efekt motyla przestaje być w pewnym momencie tylko wymysłem, pojawia się bagaż, presja, stres, niezrozumienie, niepewność, potęgujące uczucia gdybanie, pozbawione większego sensu. Z poczuciem naiwnego bezpieczeństwa oraz ulgi podporządkowują swoją egzystencję woli kogoś innego, czasem nazywając to wiarą, czasem oddaniem, niekiedy nie mając żadnego wytłumaczenia, nader zaślepieni swoją biernością. Zbyt w y g o d n i, aby zrozumieć, że życie przepływa im między palcami, kontrolowane przez człowieka, któremu maska na stałe przyległa już do twarzy. 

Pastor, mąż, ojciec, lider sekty, która regularnie oddaje cześć tajemniczej, żądnej krwi sile. 

Wykorzysta twoją wolną wolę dla własnej zabawy i satysfakcji. Kładąc rękę na twoim ramieniu uśmiechnie się przyjaźnie; krótka rozmowa wystarczy, aby dopasował  i zacytował fragment z Biblii, odpowiednio do sytuacji, w jakiej się znajdujesz. Pan pomaga zagubionym, Pan ulecza grzeszne dusze, Pan rozumie, Pan ci pomoże — musisz się temu poddać, nie chcesz żyć w grzechu, prawda? Patrzy ci w oczy, daje poczucie zaufania, bezpieczeństwa, u w a g i, jakiej potrzebujesz; ktoś wysłuchuje, ktoś oferuje pomoc! Zawsze ma dla ciebie rozwiązanie. Zawsze takie, na którym on sam wyjdzie najlepiej.

Bezgranicznie oddany sługa z jednoczesnym kompleksem boga, sadysta przyjmujący ból niczym zbawienie motywujące, aby przeć na przód, silny i zagubiony w tej samej mieszance, wypełniony skrajnościami, nad którymi ciężko nadążyć, które ciężko pojąć i zrozumieć. Zamknięty na wszystkich prócz n i e j, tworząc rodzinę, która stała się nowym priorytetem, ciężkim do pogodzenia z tym, czego wymaga od niego praca pastora. Niczym dwa światy oddzielone od siebie ścianą tak cienką, że zdarza się im przenikać przez siebie, burząc porządek oraz ład, jaki usilnie próbuje stworzyć.

On też jest manipulowany. On też poddaje się czyjejś woli. Bo niezależnie, do jakich rozmiarów urośnie jeszcze jego ego, TO zawsze będzie ponad nimi wszystkimi, trzymając go w garści.


DODATKOWE
OPOWIADANIA

12 komentarzy:

  1. ❛ MY SEXY DADDY. ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ᵇᵉᵗᵗᵉʳ
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀WATCH OUT
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ━━━━━━━━━━━━━━━
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀(⠀HOLLOWNESS PART IV⠀)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wystawimy w tym roku Jasełka? ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⊰ ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀ /♕/ ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⊱
    ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ᵗʰᵉ ᵐᵒʳᵉ ᶤ ᵏᶰᵒʷ the darker ᶤᵗ ᵍᵉᵗˢ.
    ⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀
    ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ❴ ᵇ͟ᵃ͟ᶜ͟ᵏ͟ ͟ᵃ͟ᵗ͟ ͟ᵗ͟ʰ͟ᵉ͟ ͟ᵇ͟ᵉ͟ᵍ͟ᶤ͟ᶰ͟ᶰ͟ᶤ͟ᶰ͟ᵍ͟;͟⠀
    ⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀T̤h̤e̤ ̤b̤e̤g̤i̤n̤n̤i̤n̤g̤ ̤o̤f̤ ̤t̤h̤e̤ ̤e̤n̤d̤ ̤⠀❵ ⠀

    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ☩ ⠀ ⠀ CRUEL__GAME__14

    OdpowiedzUsuń
  5. Spociła się.

    Kropelki potu zbierały się na jej czole i spływały śliczną, prostą ścieżką po kształtnym nosku; to mogłoby być nawet urocze. Wilgotne dróżki zbierały się w jedno źródełko między nozdrzami a górną wargą. Nie mogła przypomnieć sobie, jak nazywa się to miejsce, ta drobniutka przestrzeń na twarzy. W pewnej chwili myśl o tym miejscu, o tym centymetrze kwadratowym jej skóry i drażniącym łaskotaniu potu stała się istotniejsza niż wszystko wokół. Jak nazywało się to… Poruszyła nosem. Jak nazywało się to miejsce, ten skrawek śmiesznie ułożonej skóry, którą można przyprószyć zachęcająco rozświetlającym pyłkiem? Oblizała wargi, ściągając krople potu językiem. Były słone i słodkie jednocześnie. Smakowały trochę jak krew, ale Jane wiedziała, że to tylko złudzenie. Wszystko smakowałoby teraz jak krew, bo jej zapach uderzał w nozdrza i nakładał się na inne wrażenia.

    Tych było zresztą bardzo niewiele. Być może powinna być zaskoczona, a na pewno przerażona lekkością swoich ruchów, płynnością wkomponowaną między kurczowe trzymanie ręki Zesłanego, wbijanie mu w opuszek palca kombinerek, a gwałtowne szarpnięcia. Skóra sprawiała opór, wcale nie tak łatwo było usunąć paznokieć z jego miejsca. Przez przypadek, tak, gdyby się uderzyć o coś niechcąco – wtedy pewnie i złamanie paznokcia, i perfidne jego oderwanie od tkanki mogłoby przebiec zaskakująco prosto. W torturach mało jednak co przychodziło łatwo, to była ciężka i wymagająca praca. Ciało sprawiało opór na tak wielu polach. Gdyby nie dziwna przyjemność, jaką budziły jęki torturowanego, można by było nawet uznać, że nie ma w torturowaniu nic romantycznego.

    Ale przecież… Jane nie miała głowy do tego, żeby wchodzić w tematykę głębiej – ale przecież akt torturowania był bardzo romantyczny, pociągający i – na pewno dla jednej ze stron – piękny. Przerażający, ale bez wątpienia piękny. Zaburzał w sposób drastyczny i jednoznaczny całą panującą równowagę, naruszał wszystkie podstawowe wartości, wymagał kreatywności, siły i samozaparcia. Cena… nie, cena nie miała teraz znaczenia. Jane nie myślała o cenie, o swojej duszy, o zadowoleniu boga – jeśli istniał jakiś poza TYM. Prawdę mówiąc, Jane nie miała głowy do niczego poza jedną, stanowczą i silną myślą.

    - Podoba mi się to.

    Nie mówiła więcej. Z każdym kolejnym ruchem mówiła coraz mniej, a jej oszczędność nie wynikała już tylko z charakteru, ale przede wszystkim ze skupienia, w jakim pogrążała się podczas następujących po sobie minut. Podchodziła do aktu zadaniowo, ale w powtarzalności ruchów znajdowała coś niezwykle kojącego. Niektórzy mówią, że daje im to sprzątanie domu, treningi, joga, medytacja – wejście w jednostajny i powtarzający układ zdarzeń pozwala nie tylko pozbyć się wszystkich negatywnych emocji, ale też uspokoić oddech, skołowane myśli. Powiedzieć, że Jane nie przejmowała się w tej chwili niczym poza aktem, to byłoby za mało. Czy Gabriel to widział? Czy widział strumień skupienia przenikający przez jej ciało, zbilansowanie wszystkich ruchów, koordynację między jej spojrzeniem, ręką a narzędziem? Jane nie wiedziała, że ma sadystyczną część samej siebie.

    Co nie zmieniało faktu, że część ta bez wątpienia w niej istniała. I miała się doskonale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kropelki potu zbierały się na jej czole i wsiąkały w linię włosów. Odsunęła skołtunione, splątane fale na bok, ale przy kolejnym ruchu całe jej starania poszły na marne. Powtarzała więc to raz po raz; przetarcie czoła przedramieniem, wypuszczenie fali powietrza przez usta, by zdmuchnąć kosmyki z policzków. Zesłany wymruczał coś jeszcze, ale nie przejęła się jego słowami. Kopnęła krzesło, które upadło z hukiem na posadzkę. Danny uderzył głową o beton i zamroczyło go znów na chwilę, tak że nie mógł nawet do końca zrozumieć, co się wydarzyło. Oparcie wpijało się w przestrzeń między jego ramionami i odbierało oddech.

      A później Jane wsadziła mu obcęgi do ust.

      Minęło kilka sekund, zanim zrozumiał. Wydał z siebie niespodziewany i nagły jęk; całe jego ciało podskoczyło, zwarło się i szarpnęło. Próbował wyrwać się jak ryba wyjęta z wody, Jane jednak już siedziała na jego klatce piersiowej okrakiem, przyciskając go mocno do ziemi, a obcęgi wwiercały się w rozwarte szeroko usta. Poharatał sobie wargi o metal. „Cicho, cicho”, wymruczała, omijając wilgotny i nadal potrzebny język. Wybranie najlepszego zęba było w takich warunkach niemożliwe – ten cały skowyt Zesłanego, to jego rzucanie się, wiercenie, wyrywanie głowy na boki. Musiała mocniej zaprzeć się na nim swoim ciałem, mocno przytrzymać jego czoło wolną ręką. Był gorący, rozgrzany i spocony. Śmierdział strachem i smarem, a na jego koszuli znalazła nawet nieco opiłków drewna. Spokojnie poświęciła kolejną chwilę na chwycenie w szczypce zęba.

      To wcale nie było proste, wyrwać zęba, który nie był uszkodzony. Korzeń tkwi mocno w szczęce, kość przy kości, a wokół niej te wszystkie tkanki, naczynia krwionośne. A jednak Jane miała ponownie dziwne wrażenie, że już to robiła i że jest w stanie to zrobić. I była to myśl, która uspokajała ją. Jej własny sposób medytacji, własny rodzaj ćwiczeń oddechowo-fizycznych. Maska kłamstwa opadła do cna. Jane była sobą bardziej niż kiedykolwiek wcześniej od pojawienia się w miasteczku.

      Naprawdę się jej to podobało.

      Usuń
  6. ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⊰ ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀ / ♥ /⠀ ⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⊱
    ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀/⠀❛ ᶤ ʷᶤˡˡ ˡᵒᵛᵉ ʸᵒᵘ ᵃˡˡ ᵒᶠ ᵐʸ ˡᶤᶠᵉ, ᵉᵛᵉᶰ ᵗʰʳᵒᵘᵍʰ ᵗʰᶤˢ ᶤᶰᶠᶤᶰᶤᵗᵉ ᵈᵃʳᵏᶰᵉˢˢ. ❜
    ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ .⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀ .⠀ .⠀.⠀.⠀ .⠀ .⠀.⠀.⠀.
    ⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀❴ ʸ͟ᵒ͟ᵘ͟ ͟ᵃ͟ʳ͟ᵉ͟ ͟ᵐ͟ʸ͟ ͟ˢ͟ᵘ͟ᶰ͟⠀⠀ ⠀⠀ ⠀'⠀★⠀ ⠀⠀ ⠀⠀ MY MOON
    ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀✩⠀☾⠀☽⠀✩
    ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀✮ ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀ ᵃ̤ᶰ̤ᵈ̤ ̤ᵃ̤ˡ̤ˡ̤ ̤ᵐ̤ʸ̤ ̤ˢ̤ᵗ̤ᵃ̤ʳ̤ˢ̤ ❵ ⠀
    ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━┓
    ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ 哦伊⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ̷ᵐ̷ʸ̷ ̷ʰ̷ᵘ̷ˢ̷ᵇ̷ᵃ̷ᶰ̷ᵈ̷ ⠀⠀⠀⠀⠀♡
    ⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀/⠀ (̤ᵐ̤ʸ̤ ̤ʰ̤ᵉ̤ᵃ̤ʳ̤ᵗ̤)̤ ;
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ .⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.⠀.
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀☩CRUEL__GAME__16

    OdpowiedzUsuń
  7. ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀Fear is pain arising
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀from the anticipation of evil.

    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀» CHILD'S PLAY 10 «

    OdpowiedzUsuń

  8. ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ᴵ'ᵐ ᶠᵉᵉˡᶤᶰᵍ ᶠᵃʳ ᵃʷᵃʸ˒ ᴵ'ᵐ ᶠᵉᵉˡᶤᶰᵍ ʳᶤᵍʰᵗ ᵗʰᵉʳᵉ
    ⠀⠀
    ⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ OPEN⠀UP⠀MY⠀MIND
    ⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ DANSE_MACABRE_21

    OdpowiedzUsuń
  9. (⠀#1 ) NOT EVERY PATH IS GOOD.
    ____________________________________________________________________


    「 Krew nie należała do żadnego zwierzęcia, niźli przypadkowej ofiary, choć z początku rzeczywiście mogło się tak wydawać. Zważywszy na zaistniałe okoliczności, człowiek często miał w zwyczaju tworzyć w głowie najpaskudniejsze scenariusze, wpierw posilając umysł klimatem otoczenia niczym skazą na sczerniałym sercu. Nie. Krew należała do niego, a przynajmniej takie wnioski przyszło ustalić, gdy smukła dłoń wróciła spomiędzy kosmyków z rdzawym pyłkiem na palcach i pod paznokciami. Substancja niegdyś lepka, krzepła tak szybko iż wokół rany zdolna była pozostawić jedynie kruchą skorupę, powód bólu głowy Sweeney'a zdradzając. Ugnieciona trawa, w miejscu, w którym został ówcześnie obudzony, zdawała śmiać się z tej dwójki głupców, spotęgowawszy jedynie uczucie niepokoju, które i tak rozlało się w podejrzliwym sercu już na samym początku. Zrobili kółko. To prawda, jednak czy człowiek tuż obok niego rzeczywiście nie był tego świadom? ━━ tego nie wiedział. Szczerości w słowach pastora również nie przyszło mu wychwycić, ale i kłamstwa zarazem, dlatego złość szybko nim wstrząsnęła, drocząc cyrulika z własnej bezradności. 

    ━━━━━━━━━━ Nie, ten głos był mi nieznany, a przynajmniej tak mogę przypuszczać. Jednak coś było z nim nie tak. Był tak jakby... złowieszczy? Prześmiewczy. Ciężko mi to nawet określić, ale wiem jedynie, że nie dało się go zwyczajnie zignorować.

    Dopiero głos jego rozproszył zalegającą między nimi ciszę, choć pytanie do tej odpowiedzi padło dużo wcześniej. Todd nigdy nie był szczególnie rozmowny, od dialogów wszelkich uciekając, jak gdyby zakładał iż nie warto wcielać się w żadne konwersacje czy też stosunki społeczne. Tak odmiennym się przez to zdawał od swojego dawnego bytu; być może nawet tego nie dostrzegał. Jednak nie sposób było mężczyźnie zostać kimś innym, gdyż zaakceptował on jedynie człowieka, którego TO podało mu na złotej tacy, nie dopuściwszy przy tym sprzeciwu.  

    ━━━━━━━━━━ Ostatnio nie mieliśmy okazji rozmawiać. ━━━━━━━━━━ Rzucił zdawkowo, chociaż na usta jego wdarł się krótki, słaby wręcz uśmiech, tak bardzo do sytuacji nie pasowawszy. Paradoksalnie obojętna dusza w obliczu wspomnień potrafiła niekiedy wykrzesać dawnego człowieka, odsuwając na bok ułudę czy demony. ━━━━━━━━━━ Może być pastor pewien, że nie śmiem o niczym wspomnieć.

    Zatrzymał się gwałtownie. Nie, coś tu było niewłaściwe; coś jeszcze zaprzeczało normalnemu, już cały paradoks dzisiejszej sytuacji pominąwszy. Tam dalej; nieco dalej, a właściwie tuż obok miejsca, w którym trawa została wgnieciona pod ciężarem golibrody... Krew. Wcześniej uznał krew za swoją, jednak teraz, po dokładniejszym przyjrzeniu, czujne oczy dostrzegły jej ślad również w innym miejscu. Rdzawe smugi rozchodziły się wśród gęstych pasm, szpecąc trawę na czerwono, jak gdyby ofiara została po niej ciągnięta. Tego już cyrulik nie był w stanie wyjaśnić, co jedynie sprawiło iż smukłe palce zacisnęły się mocniej na brzytwie aż knykcie jego doszczętnie zbielały. Zerknął na pastora. Nie. Nie, irracjonalne; trwał przy nim przez cały czas, niemożliwością więc, żeby podejrzenia skierować i na niego. Oprawca był gdzieś blisko. 」

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (⠀#2 )⠀NOT EVERY PATH IS GOOD.
      ______________________________________________________________


      「 ━━━━━━━━━━ Co do... ━━━━━━━━━━ Cisza. Pod wpływem słowa same uleciały, choć przerwane raptownie, aby wraz za Gabrielem podążyć. Więcej się nie odezwał, za nieodpowiednią rozmowę w tej sytuacji uznawszy, jedynie syknął cicho, gdy za którymś razem podczas przedzierania przez las, gałązka jakiegoś krzewu odskoczyła niespodziewanie i smagnęła mu policzek, zostawiając czerwony ślad na bladej skórze. Cyrulik nie miał jednak okazji aby konkretniej zareagować, ponieważ chwilę później przed oczami wyrósł im dom z drewna, jedynie spotęgowawszy paradoks dzisiejszego dnia. Czujny wzrok od razu skierował się na pastora aby wymienić z nim porozumiewawcze spojrzenia.

      ━━━━━━━━━━ Być może, jednak słodycze z tej chatki niespecjalnie zachęcają do wejścia. ━━━━━━━━━━ Mruknął, podchodząc do ciemnych drzwi, po chwili klamkę przekręcając, a gdy w powietrze uleciał szczęk zamka już wiedział, że były otwarte. ━━━━━━━━━━ Lepiej sprawdźmy czy Baby Jagi nie ma w domu. ━━━━━━━━━━ Z tymi słowami na ustach golibroda pchnął drewno, które ustąpiło ze skrzypnięciem równie cichym, co podłoga wewnątrz leśniczówki. Pomieszczenie powitało ich z niechęcią, atakując nozdrza zapachem zgnilizny, który kojarzył się z wonią zbutwiałych jabłek, zbyt długo leżących pod drzewem. Sweeney szedł przodem, wyjątkowo brzytwę za plecy schowawszy, jak gdyby gotów był już tylko zaatakować z zaskoczenia. Cisza. Zarówno w pokoju, jak i w niewielkiej kuchni tuż obok. Cicho na piętrze, jedynie drzwi od łazienki zdawały się kusić jakąś nieodgadnioną jeszcze tajemnicą. ❛ A może... ❜ Smukła dłoń chwyciła za klamkę, drugą zaciskając na brzytwie za plecami, o ile dało się ją jeszcze mocniej ścisnąć. Sweeney spojrzał ostatni raz na pastora, po czym z hukiem wtargnął do łazienki, aby chwilę później odskoczyć z nagłym okrzykiem. 」

      Usuń