środa, 15 sierpnia 2018

HOW ABOUT A SHAVE?


Sweeney Todd

Piętnaście lat pracy w piekle na ziemi za niewinność. Piętnaście lat marzeń o tym, że wróci do żony i dziecka. Skazany za niepopełnioną zbrodnię, by sędzia mógł zdobyć jego ukochaną w końcu powraca i pragnie zemsty. Uzdolniony w barberskim fachu jak nikt inny, ostrzy brzytwy na gardłach własnych klientów w nadziei, że któregoś dnia dzwonek przy drzwiach przyprowadzi do niego sędziego. Cierpiąca dusza, uwięziona we własnej rzeczywistości, niecierpliwa, nierozsądna. Człowiek, zaślepiony rządzą zemsty, który swoją manierą sprawia wrażenie, jakby był duchem z poprzedniej epoki. By nie trudzić się z ukrywaniem ciał, knuje spisek wraz z zapatrzoną w niego sąsiadką, wykorzystując ludzkie mięso na farsz do pasztecików z jej piekarni. Zagubiony furiat. Ktoś, kto żyje nadzieją, że dzięki niemu ludzie w końcu będą sobie równi; że tym razem to nisza społeczna podyktuje sprawiedliwość. ❛ Do tego miasteczka przyjeżdżają ludzie, których i tak nikt nie będzie szukał. ❜ Gdyby tylko wiedział, że zazdrosna kobieta ukrywa przed nim feralny sekret. Gdyby tylko wiedział, że jego żona nadal żyje i na dodatek jest bliżej, niż by się mogło wydawać. TO chyba nigdy nie miało tak doskonałej marionetki, jak Sweeney Todd.

Connections

NELLIE LOVETT

LUCY
BARKER


JOHANNA BARKER



WILLIAM TURPIN

SERAPHINA PEARSON


TOBIAS
RAGG



Others

tekst alternatywny⠀⠀⠀⠀tekst alternatywny⠀⠀⠀⠀tekst alternatywny⠀⠀⠀⠀

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Raz się zdarzyło stracić palce
      i już nigdy nie odpuści ♡

      Usuń
    2. Oczywiście, że nie. Czy Ty mnie w ogóle znasz? Będę i to wypominać do końca życia, a potem przychodzić na Twój grób i pytać "a pamiętasz jak..?" ♡

      Usuń
  2. Niechże zobaczę tego truposza. Może będzie odpowiednią zapłatą za naszą owocną współpracę. Nie obejdzie się bez ceny, jeśli nieszczęśliwiec nie będzie odpowiedni.

    OdpowiedzUsuń
  3. ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ᵉ⠀ᶤ⠀ᵗ⠀ʰ⠀ᵉ⠀ʳ
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ᶤ'ᵐ⠀ᶤᶰ⠀ʰ⠀ᵉ⠀ᵃ⠀ᵛ⠀ᵉ⠀ᶰ⠀ᵒʳ⠀ᶤ'ᵐ⠀ᶤᶰ⠀ʰ⠀ᵉ⠀ˡ⠀ˡ
    ⠀⠀⠀
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀☩

    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ ⠀ᴀᴍ ɪ ʟᴏᴏsɪɴɢ ᴍʏ ᴍɪɴᴅ ʜᴇʀᴇ, ʙᴇᴄᴀᴜsᴇ ɪ ᴄᴀɴ'ᴛ ᴛᴇʟʟ
    ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀⠀⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀⠀ ⠀ ⠀ ⠀ HOLLOWNESS V

    OdpowiedzUsuń

  4. ┌──❀*̥˚──◌────
    ⠀IT WAS A MISTAKE TO THINK OF HOUSES, OLD HOUSES, AS BEING EMPTY.


    Przez dłuższą chwilę milczała.

    - No tak… - chrząknęła w końcu, obracając się przez ramię, jakby w zbiorze sąsiadów i sąsiadek chciała doszukać się jakiegoś pomocnika; na marne. – No tak, możemy tak zrobić… Tak, myślę, że to najwyższa pora. Prawda… W zupełności… To znaczy…

    Zdała sobie sprawę z tego, że zająknęła się przesadnie. Chrząknęła znacząco, kończąc czym prędzej swoje koślawe wystąpienie. Nic nie szło po jej myśli. Musiała się z tym pogodzić, z porażką w tej drażniącej sprawie. Może innego dnia…

    - Skoro nikt inny się nie zgłasza, proszę, żebyś zrealizowała zadanie. Nie ma dużo czasu, spodziewamy się Zesłanego jeszcze w tym tygodniu.

    I na tym temat się zakończył.

    Jane była pod wrażeniem tego, jak ogromny zapas energii i poświęcenia kosztował starą pannę Petulę ten krok. Oczywiście Jane zdawała sobie sprawę z tego, że Petula nie pałała do niej sympatią (ujmując rzecz delikatnie), a nawet podjudzała pozostałych członków rady parafialnej, by wzięli rzecz w swoje ręce i pozbyli się przybłędy (ujmując rzecz dosadnie). Rzecz w tym, że to nie do panny Petuli Clark należała decyzja o skazaniu Jane na śmierć czy też dopuszczeniu jej dalej do swobodnej, choć sporadycznie zapominalskiej egzystencji. Jane była wdzięczna TEMU za okazałą cierpliwość oraz poczucie humoru. Bo przecież trudno było nazwać inaczej możliwe przesłanki, jakimi TO kierowało się, uparcie omijając ją w kolejce na stos. Ale Jane nie miała zamiaru dyskutować, ani się przypominać. Och, Jane było naprawdę dobrze w obecnym stanie rzeczy.

    Petula Clark poświęcała niekiedy całe modlitwy na proszenie o szybkie pozbycie się Jane z miasteczka. Zamiast tego – co przyjęła z ogromnym skurczem w dolnej części twarzy – zgodziła się właśnie na oddelegowanie Jane do wymagającego zadania w postaci uporządkowania i przygotowania mieszkania dla nowego Zesłanego. Petula nie ufała przybłędzie, musiała jednak przyznać, że jeśli ktoś znał się na potrzebach Zesłanych, to przecież właśnie Jane. Ta myśl brzmiała jednak w głowie panny Clark prawie jak docenienie przybłędy, więc czym prędzej przesunęła swoje rozważania na inny tor, odnotowując w pamięci, by posprawdzać po Jane i t y m d r u g i m, czy na pewno wszystko zostało przygotowane jak należy.

    Jane jednak nie miała zamiaru odwalać prowizorki. Była miłośniczką nowych wyzwań i sporadycznego wchodzenia głębiej w społeczność mieszkańców Alpen Claire, czy to przez czynny udział na organizowanych festynach, wsparcie w wiosennych i jesiennych porządkach w kościele, czy nawet w pilnowaniu małych dzieci podczas większych i istotniejszych rytuałów. Za każdym razem po zakończonym zadaniu kiwała sobie przed lustrem i brakowało tylko, żeby pogłaskała się po główce i wymruczała „Dobra Jane, dobra Jane ma plusika!”. Czegoś tak ważnego nie miała jednak wcześniej do zrobienia. Podejrzewała, że powodem, dla którego nikt inny się nie zgłosił, było wyraźne wskazanie Z GÓRY osoby, która przede wszystkim miała zadbać o przygotowanie miejsca dla nowego Zesłanego.

    TO podobno właśnie samo wskazało Sweeney’a Todda. Jane nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, skąd było to wiadomym. Polecenie przekazano na spotkaniu, a gdy wszyscy zwątpili i rozglądali się po sobie, czekając na to, by to sąsiad czy sąsiadka zgłosiła się do towarzyszenia panu T. w zadaniu, Jane po prostu wyprzedziła nieuchronne losowanie przymusowych chętnych.

    Teraz wystarczyło już tylko zgłosić się do golibrody. Szczęście, że Jane była z natury dość odważną dziewuchą, bo atmosfera wokół zakładu fryzjerskiego mogła jeżyć włoski na ramionach. Jane pomyślała z rozbawieniem (dość mrocznym, ale jednak!), że i te włoski Sweeney Todd bez problemu by usunął. Z solidną warstwą skóry.

    - Dzień dobry! Przepraszam, że nachodzę pod sam koniec dnia, ale wyznaczono nas do zadania.

    Rozejrzała się. Pusto. Ale ktoś musiał być na zapleczu, prawda?

    ⠀❀

    OdpowiedzUsuń
  5. ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀“Tʜᴇ ᴡᴏʀʟᴅ ɪꜱ ᴀ ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜꜱ ᴘʟᴀᴄᴇ ᴛᴏ ʟɪᴠᴇ,
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ɴᴏᴛ ʙᴇᴄᴀᴜꜱᴇ ᴏғ ᴛʜᴇ ᴘᴇᴏᴘʟᴇ ᴡʜᴏ ᴀʀᴇ ᴇᴠɪʟ,
    ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ʙᴜᴛ ʙᴇᴄᴀᴜꜱᴇ ᴏғ ᴛʜᴇ ᴘᴇᴏᴘʟᴇ ᴡʜᴏ
    ⠀⠀⠀⠀ᴅᴏɴ'ᴛ ᴅᴏ ᴀɴʏᴛʜɪɴɢ ᴀʙᴏᴜᴛ ɪᴛ.”
    ⠀⠀⠀⠀
    ( # 1 )
    ══════════════════ ✧ ✦ ✧ ══════════════════
    ⠀⠀⠀⠀
    Egzystencja Pani Bellair nigdy nie była zbyt prosta. Mimo wszystko zawsze starała się odnaleźć jakiś jasny punkt w swoim marnym życiu. Potrafiła cieszyć się z najprostszych i najmniejszych rzeczy. Wielką radość sprawiało jej przesiadywanie w szkole gdzie co jakiś czas zjawiała się celem przeprowadzenia oględzin każdego dziecka. Włoski - czy nie ma w nich przypadkiem wszy, zbadanie ogólnego stanu zdrowia czy po prostu jakaś lekcja, która miała wspomóc dbanie o higienę lub pokazać maluchom kilka podstawowych zasad z udzielania pierwszej pomocy. Odkąd zaczął się jej związek, a później małżeństwo z Rogerem, kobieta marzyła o własnym potomku. Mogła jednak tylko skrycie o tym marzyć, gdyż dwanaście lat starszy mężczyzna nie chciał nawet słyszeć o dziecku. Każda podjęta próba tego tematu kończyła się karczemną awanturą, a nawet i zazwyczaj siniakami na ciele kobiety, które na celu miały wybicie z głowy tego "debilnego" tematu. Od jakiegoś już czasu, więc Julianne nie próbowała nawet podejmować kolejny raz rozmowy na ten temat, uznając go za zakończony. Dlatego też uwielbiała spędzać czas w szkole, a jej dobre podejście do uczniów nagradzane było solidną dawką miłości skierowaną w jej stronę. Zazwyczaj była nazywana "ciocią Julie", gdyż miasteczko było naprawdę małe, a większość ludzi ze sobą zżyta. Jako jedyna (po śmierci matki) pielęgniarka w Alpen Claire znała praktycznie każdego mieszkańca, jak również uczestniczyła w większości porodach. W mieście dzieci rodziło się naprawdę niewiele, więc tym bardziej kobieta od urodzenia znała je wszystkie, zajmowała się nimi oraz doglądała od dnia narodzin, gdy była taka potrzeba. Opinię miała również dobrą, bo jej dobre serce przekładało się na podejście do ludzi.

    Dzisiejsze popołudnie było niezwykle ciche i przyjemne. Pani Bellair właśnie ponownie zawitała do przychodni. Wcześniej opuściła ją by zrobić po drodze do domu niezbędne zakupy i ugotować dla męża obiad. Każdy jej dzień wyglądał podobnie. Z tym, że ostatnimi czasy całe noce spędzała w przychodni, śpiąc tu i egzystując tak dług jak tylko się dało. Nie wracała na noc do domu, starała się w ogóle spędzać w nim jak najmniej czasu. Coraz bardziej nienawidziła swojego życia, a tym bardziej Rogera, który albo ciągle wszczynał awantury, albo bił ją celem jak to nazywał "wychowania na dobrą żonę". Dlatego Pani Bellair podjęła ucieczkę i unikała mężczyzny jak tylko się dało. Wizja rozwodu, która zawitała w jej głowie też już była coraz bliższa, chociaż kobiecie brakowało odwagi by w końcu zrobić ten najważniejszy krok. Decyzja ta dojrzewała w niej od dawien dawna, a odwaga ku temu rosła z dnia na dzień. Teraz brunetka zajęła się ukochanym zajęciem jakim było czytanie książki. Ta wciągnęła ją momentalnie. Główną fabułą było morderstwo dokonane na mężczyźnie, a główną podejrzaną była żona ofiary. Julianne oczyma wyobraźni nie raz sięgała po nóż, którym zadawała serię ciosów w klatkę piersiową, śpiącego Rogera. Było to jednak tylko wyobrażenia, które nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie raz też życzyła mu śmierci, biegnąc od razu do kościoła i przepraszając za swoje niecne życzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀“Tʜᴇ ᴡᴏʀʟᴅ ɪꜱ ᴀ ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜꜱ ᴘʟᴀᴄᴇ ᴛᴏ ʟɪᴠᴇ,
      ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ɴᴏᴛ ʙᴇᴄᴀᴜꜱᴇ ᴏғ ᴛʜᴇ ᴘᴇᴏᴘʟᴇ ᴡʜᴏ ᴀʀᴇ ᴇᴠɪʟ,
      ⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀ʙᴜᴛ ʙᴇᴄᴀᴜꜱᴇ ᴏғ ᴛʜᴇ ᴘᴇᴏᴘʟᴇ ᴡʜᴏ
      ⠀⠀⠀⠀ᴅᴏɴ'ᴛ ᴅᴏ ᴀɴʏᴛʜɪɴɢ ᴀʙᴏᴜᴛ ɪᴛ.”
      ⠀⠀⠀⠀
      ( # 2 )
      ══════════════════ ✧ ✦ ✧ ══════════════════
      ⠀⠀⠀⠀
      Po przeczytaniu całej powieści. Tego wieczora pielęgniarka postanowiła wrócił na noc do domu, co nie było zbyt częste, ale wolała co jakiś czas pokazać się, co by nie wzbudzać znacznych podejrzeń. Spakowawszy książkę do torby oraz swoje rzeczy, ściągnęła fartuch, który odwiesiła na haku w swoim małym gabinecie, połączonym z tym zabiegowym. W jej sercu panował spokój, który ulegał strachowi, który się pojawił. W jakim humorze będzie Roger? Czy będzie już spał? Czy znów będzie krzyczał? A może wcale nie będzie go w domu, gdyż ostatnio ciągle znika? Julie pokręciwszy głową odrzuciła złe myśli i zgasiła światło w gabinecie. Przeszła przez wąski korytarz, robiący za poczekalnię i opuściła przybytek jakim była przychodnia. Na zewnątrz natknęła się na znanego w mieście i prawdopodobnie jedynego golibrodę. - Coś nagłego tu Pana sprowadza? - Zerknąwszy na mężczyznę już miała rzecz, że przychodnia jest nieczynna, a lekarz pełni dyżur pod telefonem. Ewentualnie można się udawać wprost do jego domu. Zmarszczyła swoje brwi, gdy dojrzała owiniętą szmatką rękę, a która to już była cała pokryta czerwienią. - Proszę wejść i powiedzieć mi co się stało. - Słowa rzucone przez kobietę brzmiały niczym rozkaz, jednak brakowało w tym znacznej pewności. Otworzywszy drzwi od przychodni, zapaliła światło w korytarzu, następnie wskazała mężczyźnie miejsce na kozetce w gabinecie zabiegowym, w którym dopiero co ponownie zapaliła światło. - Przez ten brudny materiał może się Pan nabawić bakterii bądź infekcji. - Rzuciła karcąco przez ramię, odstawiwszy torebkę na biurku, chwyciła fartuch, który założyła, a następnie podeszła do szafki, z której wyjęła rękawiczki. - Niech no Pan mi pokaże co się takiego wydarzyło i jak poważna jest rana.

      Usuń
  6. ━ Co będzie, gdy stąd wyjdę?

    ━ Wrócisz do normalnego życia, Lucy. Odzyskasz córkę. Być może nawet już swojego męża.

    Długo ociągała się z powrotem do domu. Gdy odzyskała już większość swoich wspomnień była w stanie wyliczyć, kiedy dokładnie Ben skończy swój wyrok. Dlatego właśnie w do Alpen Claire wróciła dopiero teraz. Kilka lat po zakończeniu leczenia w szpitalu psychiatrycznym. Przez ten cały czas wierzyła, że Johanna ma zapewnioną opiekę. Ma szczęśliwe życie, które jej nagły powrót z pewnością by zniszczył. Wolała wrócić do jej życia, gdy ta będzie starsza, dojrzalsza i to właśnie to okazało się tak tragicznym wyborem. Nie wiedziała, gdzie jest córka. Teraz nie była nawet pewna tego, gdzie jest jej mąż, bo mężczyzna, z którym miała przed chwilą konfrontacji był daleki od obrazu z jej wspomnień. Można rzec, że ludzie się zmieniają. W końcu ona też się zmieniła. Wszystko się zmieniło. Jakim prawem sądziła, że jakby nigdy nic odzyska swoje dawne życie?

    I wtedy ten s z e p t wydarł ją z bolesnej pustki. Z tej niemocy, bezradności i nawrotu głębokiej straty. Stała już przed bramą kamienicy, której próg nieświadomie miała już przekroczyć, gdy automatycznie odwróciła głowę w bok i odnalazła wzrokiem jego. Jeszcze przed chwilą odpędził ją od siebie jak jakiegoś szkodnika, a teraz wręcz skruszony stał, mogąc wydobyć z siebie jedynie szept. A ona? Ona nic nie mogła powiedzieć. Stała, patrząc na niego i próbując pojąć ten dziwny mechanizm przyczynowo skutkowy, którego autorami byli właśnie oni. Przypomniał sobie? Zrozumiał? Nie. Tylko skojarzył. Nie pamiętał jeszcze tak wiele. Tak sądziła. I nie rozumiał, bo przyszedł po wyjaśnienia, choć nie były one głównym motywem jego działania. Na pewno nie. Spuściła głowę.

    Może wcale nie zmienili się tak bardzo.

    Niebo nadal się złośliwe chmurzyło. Znów lunął deszcz, bardzo szybko doprowadzając ulicę do postaci płytkiej, porywistej rzeki. Drgnęła i natychmiast odwróciła głowę.

    ━ Chodź ━ mruknęła pod nosem i weszła w głąb ciemnej bramy. Otworzyła drzwi po prawej ścianie i przemknęła na korytarzy, odwracając się, czy idzie za nią. Teraz poczuła silne zdenerwowanie, które stopniowo przeobrażało się w ból głowy. Czekała ich rozmowa. Może. A może kilka godzin milczenia przy herbacie. A może od razu przejdą do udawania, że tych piętnastu lat nie było. W istocie to żadna z opcji nie była dobra.

    Dotarła na pierwsze piętro i wyjęła klucze z torebki. Wynajmowała to mieszkanie odkąd tylko wróciła do Alpen Claire. Nie miała po co wracać do ich domu jak i czegokolwiek szukać w posiadłości swoich rodziców, która delikatnie mówiąc popadła w ruinę. Wkroczyła do środka i znów, tym razem dyskretniej odwróciła się w jego kierunku.

    Ból głowy stał się nie do wytrzymania.

    OdpowiedzUsuń